Dobry kurs polskich stoczni

Niewiele osób spoza tzw. środowiska wie, że Polska jest potentatem w produkcji jachtów żaglowych i motorowych. Hitem eksportowym są jednostki o długości 6-8 metrów, do 20% tańsze niż budowane na Zachodzie.

Niewiele osób spoza tzw. środowiska wie, że Polska jest potentatem w produkcji jachtów żaglowych i motorowych. Hitem eksportowym są jednostki o długości 6-8 metrów, do 20% tańsze niż budowane na Zachodzie.

Branża jachtowa rozwija się dzięki eksportowi. W Polsce brakuje jeszcze potencjalnego odbiorcy, (średniej klasy jednostka kosztuje ok. 100 tys. zł). Dlatego około 90% budowanych u nas jachtów jest eksportowanych. W stoczni Ostróda-Yacht eksport stanowi aż 95% obrotów, a tylko pozostałe 5% przypada na rynek krajowy. Zdaniem Piotra Jasionowskiego taka struktura sprzedaży utrzymuje się od trzech, czterech sezonów.

Zobacz również:

  • GenAI jednym z priorytetów inwestycyjnych w firmach
  • Szef Intela określa zagrożenie ze strony Arm jako "nieistotne"
  • International Data Group powołuje Genevieve Juillard na stanowisko CEO

Jednak nie tylko brak nabywcy sprawia, że w Polsce jachty sprzedają się dość słabo. Przyczyna leży także w przestarzałych i zbyt restrykcyjnych przepisach związanych z uprawianiem żeglarstwa turystycznego, których broni skostniała organizacja, jaką jest Polski Związek Żeglarski. Potwierdza to Piotr Jasionowski z Ostróda-Yacht. Za główną barierę popytu na rynku krajowym uznaje on brak jasnych i prostych przepisów dotyczących zasad rejestracji jednostek oraz uprawiania rekreacyjnej żeglugi przybrzeżnej, a także niewystarczającą bazę portową. "Szczególnie widoczne jest to na wybrzeżu, gdzie natężenie ruchu jednostek rekreacyjnych w czasie wakacji jest znikome. Jeżeli nie uda się otworzyć morza dla jachtów i łodzi, to w dalszym ciągu polski rynek będzie tylko marginesem działalności stoczni jachtowych" - mówi prezes firmy Piotr Jasionowski.

Hossa eksportowa

Dobry kurs polskich stoczni

Rodzime stocznie bazują na konstrukcjach polskich projektantów, które są nowoczesne, funkcjonalne, ergonomiczne i... po prostu ładne.

Tymczasem eksport kwitnie; według danych GUS, w roku 2003 wyeksportowaliśmy jachtów, kajaków i łodzi wiosłowych za kwotę ponad 414,5 mln zł. Największymi odbiorcami są Francja i Niemcy, do których wartość eksportu w 2003 r. wyniosła odpowiednio 99,8 oraz 67,6 mln zł. Dalej w rankingu są Holandia, Wielka Brytania, Norwegia, Rosja i inne kraje.

Tajemnica sukcesu naszych stoczni tkwi w kilku czynnikach. Wykorzystały one duże zainteresowanie Europy Zachodniej jachtami. Poza tym w ciągu kilku lat ich produkty wyrobiły sobie markę jako bardzo dobre jakościowo i dopracowane. Osiągnęły to, wprowadzając nowoczesne technologie produkcji oraz dbając o jakość produktu finalnego.

Konkurencyjność na europejskim rynku zawdzięczamy także niższym niż na Zachodzie kosztom pracy i w efekcie korzystnej cenie wyrobu finalnego. Koszt polskich jachtów jest nawet do 20% niższy niż koszt jednostki zbudowanej na Zachodzie.

Potwierdza to prezes Ostróda-Yacht: "Za główne przyczyny sukcesu polskiego przemysłu jachtowego należy uznać jakość oraz koszty produkcji. Polskie stocznie jachtowe potrafiły w bardzo szybkim tempie sprostać wysokim wymaganiom jakościowym rynku europejskiego przy jednoczesnym utrzymaniu relatywnie niskich kosztów produkcji. Nie bez znaczenia jest również fakt, że zbiegło się to w czasie z dużym wzrostem popytu na jachty i łodzie w Europie. Okres dobrej koniunktury został doskonale wykorzystany przez polskie stocznie, które reinwestując zyski, znacznie zwiększyły moce produkcyjne, udoskonaliły organizację, wprowadziły nowe technologie oraz rozbudowały sieci dystrybucyjne. Istotnym elementem wpływającym na szybkie tempo wzrostu tej gałęzi przemysłu było nawiązanie kontaktów handlowych z liderami rynku jachtowego w Europie. Umożliwiło to realizację wieloletnich strategii rozwoju przy minimalnym ryzyku. Z tego też względu polityka rozwoju naszej i innych polskich firm tej branży jest bardzo śmiała".

Polskie zagłębie szkutnicze

Dzięki dobrej kondycji całej branży polski szkutnik ma pracę. Zatrudnienie w stoczniach ma ok. 2500 pracowników w rejonach o największym bezrobociu. Dla przykładu, w kilku zakładach produkcyjnych stoczni Delphia Yachts w Olecku (która z niewielkiego zakładu założonego na początku lat 90. przekształciła się w jedną z większych stoczni jachtowych w Polsce) pracę bezpośrednio przy produkcji ma 220 osób i niemal 30 osób w biurach firmy. Tym samym Delphia Yachts jest jednym z największych pracodawców w rejonie Olecka.

"Duża dynamika wzrostu produkcji w okresie od 1998 do 2005 r., pociągnęła za sobą wzrost zatrudnienia, które w Ostróda-Yacht wzrosło od 140 osób w roku 1998 do 420 osób w roku 2005. Aktualnie Ostróda-Yacht jest drugim co do wielkości zatrudnienia pracodawcą w rejonie ostródzkim" - mówi prezes firmy Piotr Jasionowski.

O dobrej kondycji branży świadczą dane GUS: pod koniec 2004 r. zarejestrowanych było 845 podmiotów gospodarczych zajmujących się produkcją oraz naprawą jachtów. Ta statystyka (obejmująca także niewielkie jednoosobowe warsztaty) pokazuje, że Polska to prawdziwe zagłębie szkutnicze, dające prace tysiącom osób. Pamiętać należy, że branżę tworzą nie tylko duże, średnie i mniejsze stocznie, ale także ogromna sieć kooperatntów, podwykonawców i dostawców. Są to m.in. producenci masztów, lin stalowych, tkanin szklanych, żywic, żagli, lin, osprzętu, drewnianych elementów wykończeniowych itp. W zależności od standardu wyposażenia jednostki, udział elementów pochodzących od dostawców może wynieść nawet ok. 80% jej wartości.

Mówiąc o sukcesach polskich jachtów, nie sposób pominąć ich projektantów. Rodzime stocznie bazują na konstrukcjach polskich "designerów", które są nowoczesne, funkcjonalne, ergonomiczne i, mówiąc kolokwialnie, ładne. Dzięki temu budzą duże zainteresowanie odbiorców. "Początków sukcesów polskiego przemysłu jachtowego należy upatrywać w latach 1989/90 - mówi Maciej Chylak, prezes firmy Doramm, przez 15 lat organizator i dyrektor targów Wiatr i Woda, największej branżowej imprezy w Polsce - wtedy to otworzyła się możliwość tworzenia prywatnych przedsiębiorstw. Wielu zapaleńców i pasjonatów żeglarstwa postanowiło związać się z nim zawodowo. Tak powstawały m.in. pierwsze niewielkie zakłady szkutnicze. Następne 7 lat to okres ich rozwoju, ale jednocześnie weryfikacji i konfrontacji z twardymi regułami rynku. Te zakłady, które przetrwały, a oceniam ich liczbę na około 40%, w połowie i pod koniec lat 90. wyszły ze swoją ofertą na Zachód. Początkowo funkcjonowały jako podwykonawcy stoczni zachodnich, które polskie jachty sprzedawały pod swoimi markami. Dopiero później umocniły na tyle swoją pozycję, że mogły, z sukcesem, zacząć sprzedawać na rynki zachodnie pod polskimi markami".

Chmury na horyzoncie

Pomimo optymistycznych wskaźników, branżę trapią problemy, jakich doświadczają także inne branże. W sytuacji, kiedy przemysł jachtowy oparty jest na eksporcie, nie sprzyja mu zbyt wysoki kurs złotego. Piotr Jasionowski jest pełen obaw: "W chwili obecnej największym problemem całej branży, podobnie jak wielu innych opartych na eksporcie, jest mocny złoty. Aktualny ekstremalnie wysoki poziom kursu złotego w stosunku do euro powoduje już nie tylko pogorszenie rentowności, ale wręcz olbrzymie straty. Jeśli sytuacja ta nie zmieni się w krótkim czasie, wiele firm może to przypłacić bankructwem".

Innym problemem jest stan dróg. Choć polskie stocznie są w stanie wyprodukować duże, kilkunastometrowe i świetnie wykończone jachty, które prezentują na branżowych imprezach targowych, problemem pozostaje ich transport drogowy. Nie dość, że prowincjonalne drogi są bardzo wąskie, to transport ładunku nienormatywnego (a takim staje się umieszczony na lawecie jacht, którego gabaryty przekraczają dopuszczalną szerokość) staje się skomplikowanym logistycznie i kosztownym przedsięwzięciem. Zdaniem Macieja Chylaka, następnym krokiem w ekspansji dużych polskich stoczni na zagraniczne rynki będzie lokowanie produkcji np. na wybrzeżu morza Śródziemnego, gdzie kwitnie rynek czarterów turystycznych jachtów morskich. "Jedna z czołowych polskich stoczni zamierza w niedługim czasie uruchomić produkcję dużych jednostek na chorwackim wybrzeżu Adriatyku. Pozyskała już zresztą kawałek wybrzeża, gdzie tuż obok stoczniowych hal wybuduje marinę, która stanie się bazą dla budowanych tam jachtów. W ten sposób firma chce opanować część tamtejszego rynku czarterowego" - mówi Maciej Chylak.

Czy polscy producenci powinni obawiać się konkurencji ze strony innych krajów? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, zwłaszcza że branża ma się bardzo dobrze i może optymistycznie patrzeć w przyszłość. "Aktualnie polski przemysł jachtowy jest bezapelacyjnym europejskim liderem w produkcji łodzi motorowych do 7 m długości. Potencjalnym konkurentem może w przyszłości stać się Turcja lub w dalszej perspektywie Ukraina" - mówi Piotr Jasionowski.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200